Stało się! Nic nie mogę na to poradzić! Jak trucizna dostał
się do mojego krwioobiegu. Przejmuje kontrolę nad moimi myślami i czynami.
Przeobrażam się. To On. Nie, to Ja. Staram się walczyć, zachować resztki zdrowego
rozsądku. Przegrywam. Przemiana została dokonana. I’m Batman.
Zaraza, której stałem się ofiarą przyszła wraz z grą Batman
Arkham Asylum, stopień zarażenia wzrósł gdy jako Batman bądź Catwoman
przemierzałem Arkham City. Co mnie zaskoczyło, apogeum przyszło wraz z
ukończeniem głównego wątku przygód Mrocznego Rycerza. Ale wróćmy do początku.
Oczywiście cała fascynacja Batmanem zaczęła się już wcześniej,
w latach dziecięcych ale rozwinęła się znacząco dzięki wyżej wymienionym grom. Wiem, że obie pozycje do najnowszych nie
należą, lecz dopiero niedawno miałem przyjemność móc w nie zagrać. Pierwsza
część bywa ponura, przez co dobrze oddaje klimat wyspy szaleńców, druga część
kojarzy mi się z takimi słowami jak desperacja i bezsilność.
Dzięki obu tytułom Batman stał mi się o wiele bliższy.
Zrozumiałem również jak bardzo jest on postacią tragiczną – chce doprowadzić
swoich przeciwników przed oblicze sprawiedliwości, nie zabić ich. Powoduje to,
że tamci jak tylko znajdą się w więzieniu ponownie uciekają aby oddać się szaleństwu i rozbojom. Dlaczego
Batman nie zabija? Ogólnie jest to temat na nie jedną porządną pracę ale myślę,
że wynika to z mocnego poczucia moralności oraz sprawiedliwości. Nie może zniżyć
się do poziomu złoczyńców z którymi walczy i po prostu ich zabić. Dlaczego
oddaje ich w ręce władzy? Robi tak raz
za razem aby dać im szansę na odkupienie oraz aby to władza, ludzie, społeczeństwo
osądziło o ich losie. Ponieważ, jeśli byłby samemu sprawiedliwym, przestałby
nim tak naprawdę być.
Wracając do gier to zacznę od wizyty w przytułku założonym
przez Amadeusza Arkhama, goszczącego najwybitniejszych kryminalistów miasta
Gotham. Przeżycie przygody na wyspie
opanowanej przez rebelie Jokera było czystą przyjemnością. Walka była czymś
nowym i widowiskowym. Skradanie i eliminacja przeciwników również wprowadzało
pewna innowacje, za sprawą trybu detektywa zmieniającego postrzeganie otoczenia
przez Batmana (obecnie coraz częściej wykorzystywanego w innych produkcjach).
Eksploracja była zaś dla mnie powrotem do starych gier TPP np. takich jak Soul
Reaver. Tam również mieliśmy otwarty świat, gdzie po zdobyciu nowej mocy
powracaliśmy raz za razem do poprzednich lokacji aby poodkrywać różne sekrety
lub zrobić postęp w fabule, dostając się do wcześniej niedostępnych lokacji. Elementy rpg, czyli punkty doświadczenia i
rozwój Mrocznego Rycerza też się sprawdzają tym bardziej, że za każdą czynność
(czy to walka, eliminacja, czy eksploracja) jesteśmy nagradzani kolejną pulą
punktów.
Byłem zachwycony, dzięki Arkham Asylum mogłem wcielić się w
Batmana, wsiąknąć w świat Gotham stworzony przez DC, lepiej poznać występujące
w nim postacie bądź odkryć nowe, wcześniej mi nieznane. Po prostu porządnie się
wkręcić. Był też taki moment, że pod wpływem gazu Stracha na Wróble myślałem,
że nie tyle co Batman ale, że to Ja zwariowałem.
Wizyta w „mieście” Arkham zarządzanym prze Hugo Strange’a
podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej. Teraz mamy do dyspozycji całą dzielnicę
wielokrotnie przekraczającą wielkością wyspę
z pierwszej części. Walcząc lub skradając się mamy jeszcze większy wachlarz
możliwości. Zaczynamy jako Bruce, co jest kolejnym smaczkiem. Od początku mamy
dostęp do prawie wszystkich gadżetów z Asylum (z czasem oczywiście zdobywamy
nowe, jeszcze bardziej urozmaicające rozgrywkę). Doszli kolejny złoczyńcy tacy
jak Pingwin czy Dwie Twarze. W Arkham City oprócz pozyskiwania informacji na
temat różnych postaci, odkrywamy również kulisy powstania samego „miasta” jak i
częściową historię Gotham oraz konfliktów między coraz to jego barwniejszymi
mieszkańcami.

Po tym jak Wayne przyodział już strój Batmana miałem całe
miasto do dyspozycji. Pomyślałem – ile jest tutaj do roboty! Z początku się
nawet przeraziłem, te wszystkie zagadki, trofea, misje poboczne, jak ja to
wszystko ogarnę? Do tego dochodzi jeszcze główny wątek, postać Kobiety Kota
(którą granie to czysta poezja) oraz kampanie Człowieka Zagadki. Lecz strach
szybko zastąpiła euforia. Wiedziałem, że Arkham City to gra na dłuższy okres
czasu i cieszyło mnie to niezmiernie.
Uważam, że obie pozycje zasługują na swoje miano „gier roku”
, a same pochlebne recenzje nie są przesadzone, gdyż są to gry wyborne. Najlepiej
zagrać w nie po kolei, aby w drugiej części nie zagubić się w ogromie
możliwości. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na ścieżkę dźwiękową do Arkham City,
która moim zdaniem jest świetna i wciąż krąży po mojej głowie, a w szczególności
główny motyw, który mnie miażdży:
No cóż, kończę dzielić się moimi myślami i
fascynacją (trochę mi ulżyło), idę do Bat – jaskini, przyodziewam strój Mrocznego Rycerza i wracam
do Arkham City. I’m Batman.
