piątek, 20 kwietnia 2012

Wiedźmin wiedźminowi nierówny


Alchemia, magia, stal i srebro. Kocie oczy, nadludzka siła i zwinności oraz mistrzostwo fechtunku. No a przede wszystkim bezpłodność. Czy życie zabójcy potworów nie jest ekscytujące? Czy bycie wiedźminem to nie jest to? No pewnie, że jest ale nie zawsze tak myślałem…
     
     

Moje pierwsze spotkanie z Geraltem miało miejsce w legnickim empiku gdy miałem lat bodajże 11.  Stało się tak, iż mama bardzo chciała żebym czytał a ponieważ książki jakie mieliśmy w domu jakoś mnie do tego nie zachęcały to pomyślała, że kupi mi coś w moim guście.
     
Po konsultacjach z ekspedientem wybrali dla mnie książki o wiedźminie. Jak dla mnie pierwsze słyszę ale myślę - ok. Mama była tak szczęśliwa, ze od razu dwa tomy kupiła – Miecz przeznaczenia i Krew elfów.
     
Czytałem więc przygody Geralta, a ponieważ nie szczędzono tam na przekleństwach i od czasu do czasu na erotyce to było fajnie. Niestety nie udało mi się ukończyć Miecza przeznaczenia, gdyż w niedalekiej przyszłości od jego zakupu dostałem Władce Pierścieni, który mnie pochłoną. 
     
Kolejną próbę podjąłem będąc jeszcze w liceum.  Pracują w wakacje w winiarni, gdzie nie było zbyt dużo klientów czas mijał mi na czytaniu. Gdy nie miałem już co czytać sięgnąłem po wiedźmina. Pomyślałem, że może jest jednak coś w tej książce zajebistego, że ludzie się tak nią jarają, że może czegoś nie załapałem, coś mnie ominęło.
     
Niestety pomimo starszego już wieku, ponownie proza Andrzeja Sapkowskiego nie pociągnęła mnie za sobą. Ja nie mogłem „tego czegoś” w wiedźmińskiej sadze po prostu nie mogłem znaleźć. Może byłem uprzedzony… Bardzo możliwe.
     
Wychodzi więc polska gra o Geralcie z Rivii pt. Wiedźmin i przechodzę koło niej obojętnie, po drugie nie miałem wtedy nawet sprzętu aby móc w nią zagrać. Wychodzi część druga i sytuacja się powtarza. Zbliża się premiera na xbox’a i natrafiam na trailer, a właściwie na nowe intro do gry i odpadam, to już jest koniec.
   
     
To jest coś po prostu boskiego - świetne, dynamiczne, trzymające w napięciu, budzące emocje, geniusz proszę państwa, geniusz!  Jedno z lepszych rozpoczęć gry jakie w życiu widziałem (no nie licząc filmików blizzarda ale to już inny temat). Animacja światowej klasy!
     
Później przychodzą kolejne trailery odsłaniające rozgrywkę i jestem już pewien, że muszę mieć tę grę. Po drugie cena max 130zł, nowa gra na konsole w Polsce za niecałe 130zł? Mistrz! Do tego dochodzi soundtrack, mapa, poradnik, porządna instrukcja – WOW!
     
Myślę więc skoro tak bardzo chcę dwójki to czemu by się jedynką nie zainteresować i wiedzieć co i jak. Zatem zdobywszy grę Wiedźmin edycja rozszerzona, odpalam ją i BAM! Intro ma ponad 7 minut i ogląda się je jak film. Super! W dodatku jest dobrze zrobione i ciekawe.
     

     
Gra, co mnie pozytywnie zaskoczyło, jest świetna i na pewno pod względem fabuły i jej rozegrania bije na łeb choćby obydwie gry z serii Dragon Age. Moje decyzje naprawdę mają znaczenie! Choćby małe i z pozoru nie ważne, odbijają się na świecie gry! Sam świat – flora i fauna, miasta i wioski, mimo iż grałem na średnich ustawieniach, robią wrażenie. No wybaczcie ale w jakiej grze przechodnie chowają się pod dach kiedy pada i narzekają na pogodę?
     
Oczywiście gra ma również parę mankamentów np. totalna niezgodność ruchu ust bohaterów z głosem, ale można się z nimi oswoić i cieszyć, że polska gra naprawdę może być zajebista. A i zakończenie całej przygody – outro, również trzyma w napięciu i intrygując zachęca do dalszej gry.
     
Patrząc na takie rodzime produkcje jak Wiedźmin i Wiedźmin 2 po prostu serce rośnie - a jednak da się robić w Polsce gry na światowym poziomie i ekipa z CD projekt red w sumie wraz z premierą na xboxa, udowadnia to po raz trzeci.
     
Czekam więc z niecierpliwością, aż położę swe łapska na xbox’owym wiedźminie (hmm trochę dziwnie to brzmi…) i na pewno polecam grę w część pierwszą wszystkim, którzy jeszcze nie grali! Jak dla mnie wiedźmin wiedźminowi nierówny, wolę tego cyfrowego, ale kto wie, może sięgnę ponownie po książkę? 

Pytanie do fanów książki:
- Czy jako fani jesteście zadowolenie z tych gier? 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Mój Komandor Shepard cz. II


     
Tekst zawiera spoilery
     
Jack Shepard powraca! Niedługo przed śmiercią zafascynowany nową techniką kamuflażu zaprzestaje używać biotyki i szkoli się w używaniu karabinów snajperskich. Z nie gardzącego bezpośrednią walką Szturmowca staje się cierpliwym i skutecznym Szpiegiem. Niestety nie cieszył się tym za długo ponieważ zbieracze postanowili zakończyć jego żywot…
     
Jednak  Człowiek iluzja miał inne plany co do Jack’a. Shepardowi nie podobało się iż to właśnie Cerberus go „ożywił” ale na pewno cieszył się, że żyje.  Nowa Normandia przypadła mu do gustu, ale nie było mowy o ubraniu uniformu Cerberusa , którym gardził po styczności z tą organizacją i jej placówkami w poprzednim życiu. Nie był też pewny sztucznej inteligencji statku – EDI oraz podoficer Chambers, nie wiedział czy aby go nie szpiegują.
     
Podczas swojej pierwszej misji w nowym ciele na koloni Pochód Wolności, spotkał Tali i pozwolił zabrać  jej ze sobą quarianina Veetora. Żałował, iż nie może ona iść z nim, nie ufał nowym towarzyszom z Cerberusa – Jacobowi i Mirandzie. Zrozumiał wtedy dwie rzeczy - że uczucia jakimi darzył Tali to coś więcej niż przyjaźń oraz że zagrożenie ze strony zbieraczy jest poważne.
     
Nadal był idealistą. Zainwestował w ulepszenie stacji medycznej i dzięki temu mógł użyć modułu regeneracji naskórka pozbywając się pooperacyjnych blizn – nie chciał wyglądać jak typ spod ciemnej gwiazdy, ani żeby kwestionowano jego tożsamość.
     
Za radą Człowieka iluzji wcielił do swojej drużyny Mordina, Garrusa, Jack i Grunta. Po misji na planecie Horyzont pomógł szóstce obecnych towarzyszy w sprawach osobistych, w tym powstrzymał dawnego ucznia Mordina od bestialskich eksperymentów prowadzących do wyleczenia krogan z genofagium. Zanim opuścił Tuchanke, zniszczył wyniki tych badań jako zbyt niebezpieczne i mogące znów prowadzić do wojny z kroganami.
      
Shepard zdobywał coraz większe zaufanie i szacunek załogi. Gdy dowiedział się, że  Tali zajmuje się tajną misją na zlecenie Rady Admirałów Wędrownej Floty na planecie Haestrom, niezwłocznie się tam udał. Chciał znów ją zobaczyć i upewnić, że nic jej nie jest.   
     
Na Ilos zwerbował dwóch kolejnych członków załogi oraz spotkał dawną miłość - Liare. Zauważył, że się zmieniła, stała się twardsza i zaczęła maczać palce w ciemnych interesach, niestety nie chciała mu powiedzieć o co dokładnie chodzi i nie mógł jej do końca pomóc.

     
Po ucieczce z statku pułapki zbieraczy, który miał zwabić Jacka udając niesprawnego, pomógł Tali oczyścić jej imię pośród Wędrownej Floty. Na  prośbę quarianki nie zdradził Admirałom zbrodni jej ojca.  Wiedział też, że nie ma co ufać Człowiekowi iluzji, który celowo posłał go na pastwę zbieraczy.
     
Przed wyruszeniem po moduł identyfikacyjny, który znajdował się w ciele nieaktywnego żniwiarza, rozwiązał rodzinne problemy dwójki nowych towarzyszy. Thane’a pogodził z synem, a Samarze pomógł wyśledzić i zlikwidować śmiertelnie groźną córkę Morinth.
     
Po zdobyciu  modułu identyfikacyjnego do jego drużyny dołączył nietypowy towarzysz - geth Legion. Mimo wielkiej do niego nieufności, Jack pozostawił go na Normandi i zdobył jego lojalność przeprogramowując heretyckie gethy wciąż służące żniwiarzom.
     
Na samobójczą misje poza przekaźnik Omega 4 wyruszył w pełni przygotowany – miał za sobą specjalistów najwyższej klasy, którzy w pełni mu ufali, Normandia została w całosći ulepszona i gotowa na tą podróż. Wtedy też jego związek z Tali wszedł na wyższy poziom…
     
Udało się! Jack powstrzymał zbieraczy, zniszczył ich bazę, a misje z góry skazaną na porażkę przeżyli wszyscy członkowie jego drużyny! Lecz to był dopiero początek…

Pytania:
- A jaki był twój/twoja komandor Shepard w Mass Effect 2? 
- Czy się zmienił/zmieniła? 
- Jakie decyzje podjął/ podjeła?

sobota, 14 kwietnia 2012

Mój Komandor Shepard cz. I


     
Jack Shepard wychował się jako sierota na ulicach jednego z wielkich megalopolis na Ziemi.     W wieku 18 lat uciekł od życia w półświatku gangów i drobnych przestępstw, zapisując się do wojsk Przymierza.
     
Już na początku swojej kariery znalazł się w obliczu przeważających sił nieprzyjaciela. Ryzykując własnym życiem, uratował swoich towarzyszy broni i pokonał wroga mimo iż szanse wydawały się marne -  prawie samotnie Jack pokonał batariańskich łowców niewolników na Elysium. Jego odwaga i heroizm pozwoliły na zdobycie wielu medali oraz uznanie floty Przymierza.
     
Tak rozpoczyna się historia mojego Komandora Sheparda. W pierwszej części  z wyszkolenia był szturmowcem. Z przekonania Idealistą. Przez większość czasu towarzyszyli mu turianin Garrus Vakarian i kroganin Urdnot Wrex.
     
Tekst zawiera spoilery
     
Podczas misji na Noveri pokonał indoktrynowaną Matkę Benezje i uwolnił Królową Raknii. Na Feros ocalił mieszkańców kolonii „Nadzieja Zu” oraz unicestwił kontrolującego ich Toriana. W międzyczasie uniemożliwił zamach terrorystyczny batarian, którzy skierowali asteroidę X57 na drogę kolizyjną z pobliską planetą. Za cenę życia zakładników pozwolił uciec Balakowi, przywódcy terrorystów. Podczas misji na Virmir przekonał Wrexa, że zniszczenie bazy Sarena gdzie pracował mi.in. nad szczepionką na genofagium jest konieczne. Baza została zniszczona lecz Jack zapłacił za to wysoką cenę – życie Ashley Williams, która samodzielnie odpaliła bombę. Przed misją na Ilos jego związek z Liarą T’soni wszedł na wyższy poziom.
     
W ostatecznym starciu na Cytadeli ze zdradzieckim widmem Sarenem, przekonał go, że jego logika jest zła, na co Saren strzelił sobie w głowę. Aby pokonać przerażającego żniwiarza Suwerena, Komandor Jack zdecydował się poświęcić Radę Cytadeli nie ratując ich statku Destiny Ascension przed flotą gethów, kierując cały ogień na żniwiarza. Po tych wydarzeniach na ludzkiego przedstawiciela rady Shepard polecił Kapitana Andersona.
     
Pytanie:     
- A jaki był twój/twoja Komandor Shepard w pierwszej części Mass Effect?

O serii Assassin's Creed refleksja niepełna

Ten tekst zamieściłem również na polterze, aczkolwiek to tutaj mam zamiar prowadzić bloga.

Refleksja niepełna (trochę poprawiona) ponieważ nie miałem jeszcze przyjemności zagrać w AC: Revelations, więc poniższy tekst będzie odnosił się bardziej do 3 poprzednich części.

Uwaga tekst może zawierać spoilery.

Początkowo nie byłem przekonany do tej gry. Patrząc na gameplay z AC, nie byłem zachwycony - szczególnie "nowoczesny" interfejs w czasach krucjaty mi nie podszedł. Nie wiedziałem wtedy, że jest to oczywiście przemyślany zabieg. Sama idea mi się podobała - bycie zabójcą podczas krucjaty, likwidowanie osoby po obu stronach barykady.

W końcu zainstalowałem AC na swoim laptopie. Niestety nie mam sprzętu pierwszej klasy i jakoś ledwo dało się w nią grać. Odpalam a tu nagle benc! Jestem Desmondem połączonym z Animusem w budynku korporacji Abstergo! To jest Hit! Twórcy reklamując grę, czy to na opakowaniu, czy w Internecie, nie wspominają o tym. Skupienie jest na byciu Assassynem/Zabójcą. Za to wielki plus dla tej serii, gdyż to samo (brak informacji o Desmondzie itd.) pojawia się w kolejnych częściach. W takim wypadku gra Altairem czy Ezio staje się tylko pretekstem do opowiedzenia wielce ciekawej historii obejmującej całe dzieje ludzkości.



Wracając do AC, możliwość eksploracji miast jest genialna i bardzo przyjemna, również walka, mimo że jest z czasem monotonna, mi zawsze dawała dużą frajdę. Niestety sam gameplay w AC jest średni. Wystarczy zrobić 2-3 misje i już można przystąpić do likwidacji, gdy tak naprawdę misji jest więcej. Informacje uzyskane podczas tych misji nie specjalnie nam jako graczom pomagają podczas zabójstwa. Czy zrobiłeś parę czy wszystkie i tak warunki są te same. Jak chcesz możesz się skradać do celu, jeśli nie, możesz się też dostać do niego "na chama".

Warto na pewno zagrać w tę grę dla samej fabuły, która moim zdaniem jest dobra, ciekawa i dzieje się na dwóch poziomach - Krucjata i Altair oraz Współczesność i Desmond. Do AC podszedłem ponownie na Xboksie, gdyż na laptopie z przyczyn technicznych musiałem zakończyć rozgrywkę. Zrobiłem to tylko po to, aby wiedzieć co i jak w całej serii i móc zagłębić się w kolejne części. Nie żałuje.



ACII powalił mnie na kolana - świetna grafika, inne umiejscowienie w czasie, inny assassyn - Ezio, więcej gadżetów, możliwość zakupu ekwipunku, misje poboczne, „prawda” itd. Dla mnie to była bomba. ACII ma wszystko czego AC brakowało.
Co do AC: Brotherhood, grało się fajnie, przyjemnie i warto się tej odsłonie serii przyjrzeć, lecz jest to tak jakby AC 2.5. Brakowało mi czegoś w tej części bo wrażenia świetne - AC II jeszcze bardziej rozbudowany, a możliwość posiadania własnej gildii assassynów jest mistrzostwem. Również "prawda" i jej zakończenie bardzo miło mnie zaskoczyły. Jednak pozostał mi jakiś niedosyt. Momenty kiedy jako Ezio wracało się pamięcią do Florencji i wcześniejszego design'u tylko utwierdziły mnie, że jednak ACII to było to.

Czekam aż Revelations trafi w moje ręce ale co dalej? Niestety patrząc na najnowszy trailer AC troszkę się podłamałem, gdyż jest on słaby. Mając do porównania wcześniejsze gdzie ACII i AC: Brotherhood miały je naprawdę dobre - budujące napięcie, wizualnie (jak dla mnie) świetne. Revelations to już w ogóle zupełnie inna piłka, tamten trailer mnie po prostu zmiażdżył, a kawałek Woodkid'a "Iron" wpasował się tam idealnie- i już zawsze będzie mi się kojarzył z starszym Ezio w ośnieżonym Masyaf.

No właśnie, po takim Revelations, dostajemy dosyć średni trailer ACIII. Sama animacja/ grafika nie jest jakaś wybitna, trochę jakby cofnęlibyśmy się do AC. Jak dla mnie nie ma klimatu i czuję się "pompatyczność" Ameryki. Nikt nie powie, że Ubisoftu nie stać na porządny trailer. Może to za sprawą odejścia Alexandra Amancio - dyrektora kreatywnego serii. Miejmy nadzieje, że nie wyjdzie to AC na złe.



Nowy assassyn Indianin, łuk, free-running na łonie natury i same umiejscowienie, rewolucja amerykańska przeciwko Wielkiej Brytanii brzmi zachęcająco. Tylko czy podoła to jako zamknięciu serii lub chociaż przygód Desmonda. Mam nieodparte uczucie, że coś tutaj jest może trochę na siłę, bądź tylko z patrzeniem na zyski. Bo przecież, każdy, kto grał w poprzednie części nie będzie chciał sięgnąć po kolejną?
Oby nie powtórzyła się sytuacja z AC, gdzie obietnice twórców niestety nie sprawdziły się podczas samej gry.

Dlaczego to piszę i o co mi chodzi? Jestem w pewien sposób oczarowany serią AC i jej wielowymiarowością - Altair, Ezio, Desmond, Assassyni, Templariusze, teorie spiskowe, pochodzenie ludzkości, pozaziemskie cywilizacje - proszę państwa, tam naprawdę jest wszystko. Sam gameplay może wydawać się łatwy ale jeśli chcę się zrobić większość tego co proponują gry z tej serii no to trzeba poświęcić temu naprawdę kupę czasu. Na pewno polecam tą serie choćby dla samej fabuły, która nie mówię, że jest wybitna, lecz na pewno warta uwagi.
Pytanie:
- Co sądzicie o umiejscowieniu 3 części np. podczas Rewolucji francuskiej, czy nie pasowała by lepiej?