Gdy podglądałem jak Głupia Kaśka tworzy swą postać, jakie możliwości daje edytor i sama gra, od razu wiedziałem kim ma być moja postać. Tak w mojej głowie powstał Szept. Mroczny elf o oczach ślepca, długich postrzępionych włosach i srogiej twarzy. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jedno przeszedł. Zakładałem, że będzie biegał okuty w ciężką zbroje dzierżąc dwa miecze w dłoniach. W sumie tak skończył ale po drodze do wyzwolenia Skyrim bywało różnie. Był moment gdy parał się magią odkrywszy jej potęgę oraz zakradał się do wrogów aby po cichu przeprowadzić ich na drugą stronę.
Wracając do gry, jak dla mnie jest to najlepsza część z The Elder Scrolls w jakie grałem. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to świetna oprawa dźwiękowa oraz język smoków wymyślony na potrzeby gry. O grafice nie ma co pisać bo ta stoi na wysokim poziomie ale te krajobrazy, animacje nieba, zorze polarne i wiele innych elementów samego świata, przyrody, która ciągle ulega zmianie w połączeniu z piękną muzyką, był dla mnie majstersztykiem. W Oblivionie też wyglądało to ładnie, szczególnie w Shivering Island gdzie gama i nasycenie kolorów czasem zabierała dech w piersiach. W Skyrim zaś zwykłe widoki są w stanie ukraść Ci chwilę. To zdumiewające, że przemierzając krainę, szykując się do kolejnej walki, gra samą swoją oprawą wizualno – dźwiękową jest w stanie zatrzymać Cię na moment, a z twoich ust wydobywa się ledwo słyszalne wow… Szczególnie zachwycają podziemia, ruiny pradawnego miasta dunmerów, do którego możemy się dostać poprzez różne pozostałości i szyby rozsiane po całej krainie. Trafienie tam i eksplorowanie tego przedziwnego innego i zapomnianego świata było dla mnie prawdziwą przygodą:
- oglądamy od 0.39.
Kolejną ważną rzeczą jest design tego świata, oręż, zbroje i wszelkie stroje dostępne w grze robiły na mnie duże wrażenie. Zapewne to dlatego, że zdobywanie nowego ekwipunku w grach cRPG jest dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy, która pcha mnie do przodu, a w Skyrim każdy kolejny typ uzbrojenia był coraz ciekawszy pod względem wyglądu.
Walka, w porównaniu do poprzednich części jest zdecydowanie ciekawsza. Ponieważ latałem z dwoma mieczami nie mogłem walczyć w typowy dla The Elder Scrolls sposób, czyli cios, blok, cios, blok, musiałem za to biegać i używać ciągłej kombinacji magii i miecza aby pokonać przeciwnika (zaznaczam, że grałem na wyższym poziomie trudności). Oczywiście system walki nie jest idealny, czy jakiś strasznie dynamiczny, ale nie jest zły i jak na taką produkcje daje radę. Szczególnie magia daje radę, możliwość rzucania dwóch oddzielnych czarów na raz, lub tworzenie potężniejszych wersji poprzez łączenie ich. Najbardziej podobało mi się jakie walka daje możliwości. Jestem w stanie wysłać w przeciwnika ognistą kulę niczym kamehameha w Dragon Ball po czym wyciągnąć dwa miecze i rzucić się na przeciwnika, gdy walka idzie nie po myśli, szybko uciec, zamienić się w wilkołaka i wrócić aby rozszarpać wrogów na kawałeczki, w ostateczności użyć smoczego okrzyku, który przyzwie burze rażącą piorunami wszelkich przeciwników w moim otoczeniu. Jak dla mnie geniusz.
Mocną stroną tej gry jest przede wszystkim ten cudowny świat w którym można bytować i wpływać na jego losy. Po ponad 70 godzinach gry wiem, że to jeszcze nie koniec, że powrócę do Skyrim, gdzie czeka na mnie wiele przygód...
smaczek na skyrim
OdpowiedzUsuń