Czasem zdarza się, że za pośrednictwem Xbox Live, ściągam sobie dema różnych gier które minie ciekawią. Zazwyczaj nie gram w nie od razu ponieważ mam coś aktualnie na tapecie. Nie wiem co się stało kilkanaście dni temu, że mimo iż aktualnie byłem pochłonięty przez Dark Souls sięgnąłem po demo Devil May Cry a zaraz po tym po Władce Pierścieni w wersji Lego. Czy to dlatego, że Dark Souls czasem mnie śmiertelnie przeraża opcją mogącej mnie spotkać w każdym momencie gry niechybnej śmierci? Czy dlatego, że po naprawdę długiej rozgrywce, pełniej niezrozumiałych dla mnie sukcesów, przez swój głupi błąd i nieuwagę spadłem wiele, wiele metrów w dół tracąc wszystko... Nie wiem, do dziś nie mogę sobie na to pytanie odpowiedzieć...
Co by nie było tego przyczyną w końcu przyszło mi sprawdzić czy Diabeł może płakać, chociaż troszkę. Jako fan Capcomu (poprzez Resident Evil), zawsze chciałem zagrać w Devil May Cry. Niestety nie byłem/ nie jestem szczęśliwym posiadaczem playstation 2 więc musiałem obejść się smakiem. Gdy wyszło na jaw, że pojawi się na xbox'a wersja HD wszystkich trzech części pomyślałem, że jednak może się uda. Ponownie klapa - okazało się, że nie jest to najlepszy port. Sięgam więc po demo nowego Diabła, mającego na nowo wykreować serię i... leżę i kwiczę. Ponownie nie wiem, czy to za sprawą gry w piekielne Dark Souls, ale ta mała próbka mnie powaliła.
Przede wszystkim - płynność. Niby z xbox'a nic już nie wyciągniemy a Wiedźmin 2 najpiękniejszą grą jest, lecz Diabełek ze swoim wyglądem i prezentowanym światem, który czego by się nie robiło zachowuje jedno - płynność, po prostu mnie zmiażdżył. Cięcie i siekanie demonów dawno nie dawało mi takiej przyjemności. Wszystko to okraszone (przynajmniej w dwóch lokacjach z próbki) świetną ścieżką dźwiękową, która również mnie powaliła. Pomyślałem - WOW! To jest to! Idealna mikstura dająca dużo frajdy. Mam nadzieje tylko, że fabuła nie załatwi tej gry na amen. Gry, która ze swoim bohaterem, wyglądem, muzyką, klimatem jest kapitalną odpowiedzią na potrzeby współczesnego gracza (nie jestem w stanie wytłumaczyć o co dokładnie mi chodzi w tym zdaniu, ale muszę je napisać, więc ktokolwiek to czyta - proszę, wybacz mi).
Próbka nowego Devil May Cry podobała mi się tak bardzo, że mógłbym w nią grać i grać. Aby nie popaść w limbo sięgnąłem po Władce Pierścieniu w wersji Lego. Ponownie, ponownie nie wiem czy to euforia wywołana diabełkiem, czy za długim przebywaniem w Lordran, ale również zostałem powalony. Na pewno wynika to z tego, że kocham tę powieść i ten film. Powiedzmy sobie szczerze - czy może być coś lepszego od gry w której mamy połączenie Władcy Pierścieni z klockami Lego? It blows my mind! Oryginalne głosy i kwestie postaci, wszystko dokładnie jak w filmie (tylko, że z klocków), z dodatkowymi humorzastymi stawkami. Super! Sprawia, że to połączenie Lego z kolejnym uniwersum nie jest takie bezosobowe i bezpłciowe jak poprzednie efekty takiej mieszanki. Na zakończenie chciałbym wspomnieć o innowacyjnym dla mnie sposobie dzielenia ekranu w kooperacji. Z jednej strony nie jest to coś niesamowitego, z drugiej znacząco usprawnia rozgrywkę z drugim graczem.
Dla tych co mają taką możliwość, naprawdę polecam sprawdzenie sobie obu tych gier przez demo. Diabeł tkwi w klockach Lego!


