sobota, 22 grudnia 2012

Diabeł tkwi w klockach Lego

Czasem zdarza się, że za pośrednictwem Xbox Live, ściągam sobie dema różnych gier które minie ciekawią. Zazwyczaj nie gram w nie od razu ponieważ mam coś aktualnie na tapecie. Nie wiem co się stało kilkanaście dni temu, że mimo iż aktualnie byłem pochłonięty przez Dark Souls sięgnąłem po demo Devil May Cry a zaraz po tym po Władce Pierścieni w wersji Lego. Czy to dlatego, że Dark Souls czasem mnie śmiertelnie przeraża opcją mogącej mnie spotkać w każdym momencie gry niechybnej śmierci? Czy dlatego, że po naprawdę długiej rozgrywce, pełniej niezrozumiałych dla mnie sukcesów, przez swój głupi błąd i nieuwagę spadłem wiele, wiele metrów w dół tracąc wszystko... Nie wiem, do dziś nie mogę sobie na to pytanie odpowiedzieć...

Co by nie było tego przyczyną w końcu przyszło mi sprawdzić czy Diabeł może płakać, chociaż troszkę. Jako fan Capcomu (poprzez Resident Evil), zawsze chciałem zagrać w Devil May Cry. Niestety nie byłem/ nie jestem szczęśliwym posiadaczem playstation 2 więc musiałem obejść się smakiem. Gdy wyszło na jaw, że pojawi się na xbox'a wersja HD wszystkich trzech części pomyślałem, że jednak może się uda. Ponownie klapa - okazało się, że nie jest to najlepszy port. Sięgam więc po demo nowego Diabła, mającego na nowo wykreować serię i... leżę i kwiczę. Ponownie nie wiem, czy to za sprawą gry w piekielne Dark Souls, ale ta mała próbka mnie powaliła.
Przede wszystkim - płynność. Niby z xbox'a nic już nie wyciągniemy a Wiedźmin 2 najpiękniejszą grą jest, lecz Diabełek ze swoim wyglądem i prezentowanym światem, który czego by się nie robiło zachowuje jedno - płynność, po prostu mnie zmiażdżył. Cięcie i siekanie demonów dawno nie dawało mi takiej przyjemności. Wszystko to okraszone (przynajmniej w dwóch lokacjach z próbki) świetną ścieżką dźwiękową, która również mnie powaliła. Pomyślałem - WOW! To jest to! Idealna mikstura dająca dużo frajdy. Mam nadzieje tylko, że fabuła nie załatwi tej gry na amen. Gry, która ze swoim bohaterem, wyglądem, muzyką, klimatem jest kapitalną odpowiedzią na potrzeby współczesnego gracza (nie jestem w stanie wytłumaczyć o co dokładnie mi chodzi w tym zdaniu, ale muszę je napisać, więc ktokolwiek to czyta - proszę, wybacz mi). 

Próbka nowego Devil May Cry podobała mi się tak bardzo, że mógłbym w nią grać i grać. Aby nie popaść w limbo sięgnąłem po Władce Pierścieniu w wersji Lego. Ponownie, ponownie nie wiem czy to euforia wywołana diabełkiem, czy za długim przebywaniem w Lordran, ale również zostałem powalony. Na pewno wynika to z tego, że kocham tę powieść i ten film. Powiedzmy sobie szczerze - czy może być coś lepszego od gry w której mamy połączenie Władcy Pierścieni z klockami Lego? It blows my mind! Oryginalne głosy  i kwestie postaci, wszystko dokładnie jak w  filmie (tylko, że z klocków), z dodatkowymi humorzastymi stawkami. Super! Sprawia, że to połączenie Lego z kolejnym uniwersum nie jest takie bezosobowe i bezpłciowe jak poprzednie efekty takiej mieszanki. Na zakończenie chciałbym wspomnieć o innowacyjnym dla mnie sposobie dzielenia ekranu w kooperacji. Z jednej strony nie jest to coś niesamowitego, z drugiej znacząco usprawnia rozgrywkę z drugim graczem. 

Dla tych co mają taką możliwość, naprawdę polecam sprawdzenie sobie obu tych gier przez demo. Diabeł tkwi w klockach Lego!

czwartek, 13 grudnia 2012

Pozostała satysfakcja...


Przyglądając się ostatnio z pewną dozą nostalgii i zazdrości jak K. rozprawia się z szalonymi mieszkańcami pewnej wioski w RE4, zrozumiałem, że w najnowszej odsłonie naprawdę brakuję mi paru rzeczy. Może są to nieznaczące szczegóły, ale wciąż doskwierają.

Na początku chcę zaznaczyć i powtórzyć, że mechanika gry z RE6 jeśli chodzi o mobilność i możliwości postaci jest moim zdaniem jak dotychczas najlepsza ze wszystkich części gdzie mamy widok z za bohatera. Patrząc na czwartą odsłonę nie raz mimowolnie zaciskały mi się ręce aby wykonać szybki strzał (dopiero teraz widzę jak cholernie jest przydatny) lub aby paroma ciosami wręcz położyć przeciwników. Nie wspominam już o możliwości sprintu, wślizgu, płynnego omijania przeszkód itd. itp.

Skoro wszystko jest takie wspaniałe to co w takim razie mnie boli? Nie jestem pewny czy najlepszym pomysłem było wprowadzenie systemu umiejętności. Prawda jest taka, że mamy ich w cholerę a wystarczy dobrze rozwinąć, ze trzy i nie ma się co już tym zajmować. Dodanie w czwórce handlarzy i złota było dla mnie pewnym zaskoczeniem i nie wiedziałem co o tym sądzić (przecież to ma być survival horror!), lecz z czasem zrozumiałem jak genialne było to posunięcie. W obecnym Residencie (ale rym...) nie możemy wybrać z jakiej broni danego rodzaju chcemy korzystać, ani jakie mniej lub bardziej egzotyczne chcemy dodać do naszego arsenału. Jest on określony z góry. Ja rozumiem, że w zamian mam cztery kampanie, siedmiu grywalnych bohaterów (każdy z trochę innym zestawem dostępnych broni) itd. Aczkolwiek brakuje mi komponowania i modyfikowania własnego arsenału. Odkrywania jak i po co dana broń czy rzecz jest przydatna. To tak jakby pewien element nagrody jaki istniał w grze został właśnie wycofany. Niestety przy obecnym systemie umiejętności nie do końca czuję, że coś osiągnąłem, że coś się zmieniło. 

Do tego bardzo doskwiera mi brak dodatkowych strojów po przejściu gry. Jakoś zawsze również i to było w pewnym sensie nagrodą, oznaką, że coś się osiągnęło, zmianą odzienia głównego bohatera, zachętą aby przejść grę raz jeszcze. Tutaj też rozumiem, że mam tych bohaterów siedmiu i że u prawie każdego w połowie scenariusza strój się zmienia, mam dodatkowe (trochę wykręcone) stroje w Najemnikach, ale jednak to nie jest to...  Mogę przejść grę na najwyższym poziomie trudności i co z tego mam? Żadnych nowych strojów, broni, czegokolwiek co mogłoby zmienić/umilić kolejną rozgrywkę i do niej zachęcić, pozostała mi tylko satysfakcja, a szkoda... Oczywiście wszystko wynika zapewne z oszałamiającej ilości protagonistów, ale czy choćby dodanie odzienia z Najemników jest takim problemem? Możliwość wyboru broni także? No cóż, pozostało przejść nowego Residenta na najwyższym poziomie z całym dotychczasowym arsenałem i cieszyć się ze zdziwienia przeciwnika rozpadającego się pod naporem siły ognia, choćby w początkowych rozdziałach...

P. S. nadal uważam, że Resident Evil 6 jest grą dobrą, a nawet bardzo.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Dark Souls


Po weekendzie spędzonym z Dark Souls, mogę stwierdzić przede wszystkim jedno - ta gra nie wybacza. Dodatkowo pojęcie litości i miłosierdzia jest jej obce. Gdy pierwszy raz ją ujrzałem jakoś mnie nie powaliła - taka sobie gra ze specyficznym designem. A tu BUM, gdy tylko bardziej się jej przyjrzałem to odezwało się we mnie pragnienie aby jak najszybciej znaleźć się w surowej krainie Lordran, podjąć wyzwanie. Moje życzenie się spełniło, przez co błąkam się teraz po tej zapomnianej przez bogów ziemi i ... świetnie się bawię! Czuć stary klimat survival horrorów wymieszany z prawdziwymi RPG'ami, gdzie każda twoja decyzja dzieje się tu i teraz, a jeśli w przeszłości dokonało się błędnego osądu to nie pozostało nam nic innego jak teraz za to cierpieć. Cudownie!